Siedziałam przy ognisku z Trish, był późny wieczór. W milczeniu obserwowałam płomienie i iskry strzelające w kierunku granatowego nieba pełnego gwiazd. Cieszyłam się z odnalezienia brata.
Ognisko charakterystycznie trzeszczało, tak bardzo lubiłam ten dźwięk. Przypominał mi letnie wieczory, spędzone z przyjaciółmi na łące koło domu, zawsze znalazł się ktoś, kto je rozpalał. Zazwyczaj znalazła się osoba, która opychała się jak największą ilością pianek, kończyło się niekiedy ,,rzyganiem tęczą'' - tak to nazwali znajomi.
-I co o tym sądzisz? - usłyszałam głos Trish.
-Co? - zapytałam zdezorientowana . - O czym? - spojrzałam na nią zaciekawiona.
-Nie słuchałaś mnie, prawda? - westchnęła i lekko przekrzywiła głowę.
-Sory, zamyśliłam się, co mówiłaś? - wymusiłam uśmiech.
-Lepiej zostać z grupą, czy nie? - popatrzyła zakłopotana z grymasem na twarzy.
-Ja zostaję, nie mogę decydować za Ciebie, zrób jak uważasz. Chociaż, mimo wszystko, łatwiej jest przetrwać w otoczeniu innych, o ile, któraś z tych osób to nie psychopatyczny morderca. - nie wiedzieć czemu, ale wybuchnęłam śmiechem, a Trish patrzyła na mnie lekko zdziwiona.
-Ale mi doradziłaś.
-Ależ proszę, nie musisz dziękować. - uśmiechnęłam się, zapadła kilkuminutowa cisza. Znów wpatrywałam się w ogień. Spoglądnęłam na Trish, jej wyraz twarzy wyrażał zamyślenie. Trochę śmiesznie wyglądała.
-To co, podjęłaś jakąś decyzje?
<Trish? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz