Zostałem sam w lesie. Było mi.. ciężko na sercu. Nathan.. mój brat. To jak na mnie patrzył. To, że jestem.... taki, martwy, sprawiło mu ból. Wiedziałem o tym doskonale. Wiedziałem jaki on jest. Pamiętałem. Zawsze strugał twardziela, który wszystko i wszystkich miał w dupie, ale widziałem jak wyglądał po stracie rodziców. Widziałem jak płakał, choć starał się to ukryć. On taki już był. A teraz... teraz nawet mnie już prawie nie było.
Ciężko zaczerpnąłem powietrza. Odszedłem w bliżej nie określonym kierunku, musiałem się przejść, pomyśleć. Ciężko mi to szło. Mój umysł był inny. Wszystko przychodziło mi wolno. Denerwowało mnie to.
Usłyszałem czyjeś głosy. Schowałem się, nie chciałem, żeby mnie zobaczyli. Wiedziałem, że jeśli będą mogli zabiją mnie, a ja... nie chciałem umierać... nie tak całkiem. Być może tak byłoby lepiej, umrzeć, nie stać się tym monstrum, jak inni. Ale mimo to chciałem żyć... Jakkolwiek to brzmi.
Zobaczyłem dziewczynę an drzewie i jakiegoś mężczyznę. Facet był poraniony, podrapany, dziwny. Wołał dziewczynę, ona powoli i ostrożnie, ale zeszła do niego. Była czujna, ale nie dość. Zaczęli rozmawiać. Dziewczyna odwróciła się pokazując coś. Wtedy mężczyzna zamachnął się, uderzył. Chciałem krzyknąć, ale zdołałem tylko warknąć coś.
Mężczyzna zaczął przeszukiwać dziewczynę, która leżała na ziemi. Nie wiedziałem czy była przytomna. Ale wiedziałem, że on zamiarów zbyt dobrych nie ma. Najciszej jak mogłem podszedłem do nich.
Facet śmiał się głośno i złowrogo. Nie zauważył mnie, aż było za późno. Rzuciłem się na niego, chwytając w żelaznym uścisku. Próbował się wyrwać, ale nie miał szans. Okładał mnie, ale ja nie czułem bólu, tylko lekkie mrowienie. Mocno uderzyłem jego czaszką o pień drzewa, później o krawężnik, aż pękła. Teraz zostanie już martwy. Nie wstanie.
Usłyszałem krzyk. Dziewczyna usiadła wpatrując się we mnie z panicznym strachem, w dłoni trzymała ostrze. Uniosłem dłonie, by mogła je widzieć.
- S-spokojnie – wycharczałem powoli.
Wciąż była przerażona, być może jeszcze bardziej niż przed chwilą.
- Tam – wskazałem las, kierunek obozu. – Ludzie... Na.. Nathan, A... Amelia, pomogą...
- Ty... ty chcesz mi pomóc? – wyjąkała. Pokiwałem głową.
- Idź... pomogą... – mówienie przychodziło mi z trudem. – Nie mów o mnie... proszę...
Spojrzałem na nią błagalnie. Usłyszałem jęk.
- Idź... szybko... nie.. niebezpiecznie – dziewczyna pozbierała się i pognała w stronę obozu. Przystanęła i obróciła się do mnie.
- Dziękuję – usłyszałem.
To było miłe... Powoli wróciłem do lasu. Ostrożny, żeby nikt mnie nie widział. Miałem nadzieję, że dziewczyna dotrze do obozu, że nic jej nie będzie.
<Victoria? Dotarłaś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz