Jonathan poszedł, a ja położyłam się na kanapie. Byłam wycieńczona i w ogóle nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem spałam, a teraz po prostu oczy same mi się zamykały. Dosłownie. Postanowiłam więc, że ulżę sobie.
***
Gdy się obudziłam, nie czułam już takiego bólu, jak wcześniej. Rozejrzałam się. Byłam przykryta kocem, ona były zasłonięte zasłonami, a w pokoju paliło się kilka świeczek, a w pomieszczeniu obok, paliło się światło. Zmarszczyłam brwi. Czegoś tu brakowało.
Gdy zorientowałam się czego, szybko wstałam i poczłapałam do - jak się później okazało - kuchni. Oparłam się o framugę drzwi i powiedziałam:
- Gdzie mój miecz?
Wzrok chłopaka powędrował w kąt pokoju. Zerknęłam w tamtą stronę. Na szczęście, moja broń tam była.
- Zjesz coś?- spytał, jak gdyby nigdy nic. Byłam zdziwiona tym pytaniem, nie oczekiwałam, że znajdzie tu coś do jedzenia. Szybko poczułam zapach gotującej się fasoli z puszki. Dobrze znałam tą woń. Z bratem często to jedliśmy.
- Tak. Chętnie- odparłam, a gdy się odwrócił, uśmiechnęłam się smutno i powędrowałam z powrotem na kanapę. Gdy już usiadłam, zalała mnie fala wspomnień. Ale nie były to złe wspomnienia, tylko właśnie te dobre. W mojej pamięci odtworzyła się chwila, sprzed dwóch lat, kiedy epidemia nie sięgnęła jeszcze tak daleko. On gotujący właśnie taką przeciętną fasolę z puszki i ja. Podeszłam go od tyłu, zakryłam mu oczy i spytałam "zgadnij kto to?', na co on się roześmiał, odwrócił, złapał mnie w talii i pocałował. Dzień przed tym, dowiedziałam się, że zostałam adoptowana i że nie muszę już niczego ukrywać.
Wtedy był inny, widział jeszcze dobro w ludzkiej egzystencji. Oboje byliśmy inni.
Z rozmyślań wyrwał mnie Jonathan, który szedł z dwiema miskami.
- Smacznego- otarł dłoń o dłoń i zaczął jeść.
Nie wiedzieć, czemu, nagle straciłam apetyt.
<Jonathan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz