niedziela, 4 maja 2014

Od Amelii, C.D. Nathana

Chwilę zastanawiałam się nad tym co powinnam odpowiedzieć, a cisza nastała po raz kolejny.
-O której z tych spraw chcesz usłyszeć? O Markusie, dziewczynie czy całej tej sytuacji? -zapytałam w końcu.
-Aż tyle tego? -parsknął śmiechem- Może wszystko po kolei.
Spróbowałam szybko ułożyć sobie wszystko w głowie i wzięłam głęboki oddech.
-Markus wydaje się niegroźny, chociaż mogę się mylić. -zaczęłam powoli- Jego chęć pomocy nam jest strasznie silna... Może pomysł z szukaniem jedzenia i innych potrzebnych rzeczy nie jest taki zły? W końcu my nie damy rady dojść wszędzie, a on może się w tym idealnie sprawdzić.
-Zawsze taki był... Chciał pomagać i na siłę pchał się w kłopoty. -zaśmiał się smutno- Sama widzisz jak to się skończyło.
 -Mówi się trudno, czasu nie wrócisz. -powiedziałam bardziej oschle, niż chciałam, a chłopak zmierzył mnie wzrokiem.- Jeżeli mamy sposobność spróbować czegoś innego, to uważam że powinniśmy to wykorzystać. W granicach rozsądku oczywiście...
-Powiedzmy, że sprawa Markusa jest rozwiązan. A co zrobimy z..? -zaczął.
-Nie mam pojęcia. -odpowiedziałam, zanim zdążył zapytać- Nie wiem co to za dziewczyna i czego się po niej spodziewać. To wyjaśni się, kiedy w końcu ją spotkamy.
Nathan pokiwał głową na znak zrozumienia. Szliśmy tą samą drogą, którą podążaliśmy kilka godzin temu. Nastrój człowieka może się zmienić o 180 stopni w zaledwie sekundę, jak widać. Smutek, radość, strach. Tak naprawdę tylko to ostatnie trwa dłuższą chwilę. Nawet za długą... Inne emocje nie mają już takiego znaczenia jak kiedyś. Liczy się tylko to, co dzieje się teraz. Nasza pozycja nigdy nie jest pewna, a ludzie z którymi przebywamy mogą okazać się zupełnie inni. Właśnie to chciałam odpowiedzieć mojemu towarzyszowi na jego ostatnie pytanie, ale jak widać nie łaknął tego usłyszeć.
Szliśmy bez słowa dłuższą chwilę, gdy nagle uderzyłam głową w plecy Nathana.
-Hę? Co robisz? -zapytałam masując czoło.
-Kto by się spodziewał.
Zatrzymał się. Spojrzałam w kierunku, gdzie utknął wzrok chłopaka. Niebo. Ciemne i gładkie niczym tafla wieczornego jeziora.
-Łał -wyrwało mi się bezwiednie.
-No nie powiem... Łał. -potwierdził Nathan.
-Popatrz tam! -krzyknęłam podekscytowana- Widzisz? To Wielka Niedźwie-e...
Odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć i od razu tego pożałowałam. Patrzył na mnie jak na totalną idiotkę.. Znowu. Cholera, że też ponownie straciłam nad sobą kontrolę. Ciekawe tylko co jest tego powodem, bo dzisiaj zdarzyło się to drugi raz...
-Wybacz.. wracajmy już. -opuściłam głowę, chciałam zapaść się pod ziemię.
-Wielka Niedźwiedzica. -usłyszałam za plecami.
-Co?
-Wielka Niedźwiedzica. To chciałaś powiedzieć, prawda skarbie? -zapytał przekornie, ze znanym mi dobrze uśmiechem.
-Ile razy mówiłam Ci o tym Twoim "skarbie" i "kochanie"?! Po jakim czasie zrozumiesz? -krzyknęłam poirytowana.
-Uwielbiam jak się tak złościsz, kochaaanie.
Ostatnie słowa z premedytacją, wycedził przeciągle przez zęby. Od razu widać było, że doprowadzanie mnie do szału stało się jego ulubionym zajęciem. W jego oczach dało dostrzec się te malutkie iskierki, które nadawały mu zadziornego wyrazu. Zawsze wydawało mi się, że są małe, lecz teraz były okrągłe i duże...
-Nieważne! -krzycząc, czym prędzej popędziłam przed siebie.
W jednej chwili... ziemia się pode mną urwała. Walnęłam o coś twardego i leżałam nieruchomo, sparaliżowana od bólu. Wokół panowała ciemność.. było zimno. Echem odbijał się głos Nathana, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Straciłam przytomność. Moje pragnienie, jednak się spełniło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz