środa, 7 maja 2014

Od Nathana, C.D. Amelii

No brawa. Markusowi zostało poczucie humoru nawet po śmierci. Ciekawe czy i mnie zostanie. 
- Też ci już mówiłem, że ostatnia wyprawa nie skończyła się za dobrze, ale się uparłaś. Tak poza tym, jak ktoś zaczai, że nie ma nas razem, to naprawdę zaczną nas o coś zbereźnego podejrzewać - uśmiechnąłem się i puściłem jej oko. - Szczerze to bym się nie pogniewał...
- Zbok! - warknęła i oddaliła się kawałek.
- Kretyn - burknął mój brat.
- No ej?! Nawet jako zombiak chcesz mi morały prawić? - spytałem.
Markus spojrzał na mnie, a później na siedzącą kawałek dalej dziewczynę. 
- Taa.. wiem, że za mną nie przepada... Taki już mój psi urok - mruknąłem cicho, tak, żeby nie mogła usłyszeć. Martwiak już słyszał i spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Jesteś ślepy? - zapytał chrapliwie. 
- Błagam tylko nie twoja pokręcona psychologia. Nigdy jej nie rozumiałem, nie wiedziałem co mam niby widzieć... Nic się raczej w tym względzie nie zmieniło - jęknąłem.
- Przyszła... tu. Z tobą... Dlaczego? - zapytał cicho.
- Bo chce się upewnić, że nie stanowisz zagrożenia lub, że ja nie wywinę czegoś niebezpiecznego, na przykład nie dam ci się dziabnąć?
- Kretyn... - warknął znowu Markus.
No zajebiście po prostu. Jestem w lesie z dziewczyną, której za cholerę nie mogę zrozumieć. Wydaje mi się, że ona mnie nie trawi, ale jednak te jej przebłyski "ludzkich uczuć" były zastanawiające. A porad natury egzystencjalnej i emocjonalnej udziela mi nie kto inny jak martwiak, który na dodatek zwyzywał mnie od kretynów. Bosko! Jak mi UFO przed nosem przeleci to zacznę się śmiać i poproszę o kaftanik z przydługimi wiązanymi na plecach rękawkami.
- No... mądralo? W takim razie o co jej niby chodzi? He? - spytałem brata.
- L-lubi cię - wyszczerzył się wybitnie dwuznacznie.
- Mózg ci robale przeżarły... - podsumowałem. - Dobra koniec tej gadki. Wiesz może czy martwiaki wczuły już obóz?
- Jeszcze nie... - powiedział powoli. - Tułają się niedaleko tropów. Dzień... Może dwa... zjawi się dużo...
- Czyli za długo tu już nie posiedzimy.... No cóż, to było do przewidzenia.
Wiedziałem, że do tego dojdzie... Tylko tak jakoś bycie w jednym miejscu, do którego można było wracać... Cholera. Wszystko się pieprzy prędzej czy później.
- Dobra,. możemy iść - powiedziałem do Amelii.
- Jak miło, że już koniec zjazdu rodzinnego - burknęła znowu.
- Możesz wreszcie przestać na mnie warczeć? - zapytałem. - Jak już tak chcesz to możesz mnie pogryźć, to może być nawet przyjemne....
- I ty się dziwisz, że mam ochotę cię posiekać na kawałki - syknęła. 
- Tak, tak, też cię lubię, a teraz komu w drogę temu kopa... - złapałem ją i uniosłem.
- Co ty odpierdalasz?! - wydarła się.
- Wyliczę ci w punktach. Po pierwsze ledwo się tu dotoczyłaś i raczej mało prawdopodobne, żebyś wróciła własnych siłach. Po drugie miło mieć cię tak blisko i to przytomną - chciała mnie zdzielić, ale udało mi się ją powstrzymać. Zaśmiałem się na to. Markus mi wtórował.
Ruszyłem szybkim krokiem w stronę obozu, niosąc naburmuszoną wciąż dziewczynę.

<Amelia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz