- Ale mnie to można tak zostawiać?! - wydarłem się za nią.
Odpowiedział mi radosny, słodki śmiech. Sam też się zaśmiałem.
Uwielbiam tą dziewczynę!
Phoenix była jedną z tych pokręconych lasek, przy których nie sposób się było nudzić. Cały czas można było sprawdzać na ile ci pozwoli, co zrobi, jak zareaguje, a przewidzenie jej reakcji było cholernie trudne. To zajebiście mnie kręciło... Ale i martwiło.
Przez ten czas kiedy byłem jeszcze z Markusem, a później sam, nauczyłem się radzić sobie sam. Uważać sam na siebie, nie zważać na nic innego. A teraz? Znów jestem w grupie, w której zaczyna mi zależeć na innych. Większość postrzegała mnie jako niebezpiecznego, oschłego drania, który bez mrugnięcia okiem zabija nie tylko martwiaki, ale i ludzi. tylko, że prawda była z goła odmienna. Ja cholernie szybko się przywiązywałem i byłem jak ten pies, który wybiegnie na autostradę żeby pomóc potrąconemu koledze, nawet jeśli to oznacza, że podzieli jego los.
I to był mój największy problem. Kiedyś przez to przecenię swoje możliwości i dam się posiekać.
Nie wróciłem do obozu. Zbliżyłem się tylko do niego i wlazłem na wielkie drzewo. Usiadłem na gałęzi tak, żeby widzieć ludzi na ziemi, ale i spory kawałek lasu. Z kieszeni wyciągnąłem osełkę i oderwałem rękaw swojej koszuli. Zacząłem czyścić maczetę z zakrzepłej krwi. Obserwowałem przy tym otoczenie. Miałem aż za dużo do przemyślenia, a to nigdy nie było moją mocną stroną. Wolałem działać, wolałem tu i teraz niż rozpamiętywać przeszłość, czy zastanawiać się nad przyszłością, ale czasami trzeba było siąść i się zastanowić.
Najlepiej byłoby gdybym stąd odszedł. Znów zaczął radzić sobie sam. Tylko, że... nie byłbym w stanie zostawić Phoenix, Amelii, Emily i Anny. Martwiłbym się do cholery, czy są całe.
- Markus miał rację - mruknąłem pod nosem. - Kretyn ze mnie...
<Phoe? A Ty co porabiasz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz