Wciąż myślałem, próbowałem sobie przypomnieć więcej rzeczy, więcej z tego, co kiedyś było moim życiem. Czasami mi się udawało. Tak jak w lesie. Kiedy rozmawiałam z Nathan’em. Czułem się dobrze, niemal żywy, a teraz... znów się gubiłem.
Kiedy uciekały ode mnie wspomnienia bałem się... Bałem się, że już nie wrócą. Wolałbym chyba faktycznie umrzeć niż stać się potworem...
Przechodziłem obok sporego budynku. Zapach, obcy, ale ludzki. Obróciłem głowę i zobaczyłem dziewczynę. Wpatrywała się we mnie ze znajomym mi przerażaniem. Tak już teraz będą spoglądać na mnie ludzie. Tylko się mnie bojąc.
- N-nie zrobię... – słowa znów zaczęły mi uciekać. - c-ci krzywdy.
- Cofnij się! – krzyknęła
- Chodź... – powiedziałem, bo usłyszałem jęk. Zbliżali się. Szła noc, czas polowań. Łatwiej było im łapać ludzi w ciemnościach.
Usłyszałem ciche kroki dziewczyny za sobą. Było za daleko, żebym mógł zaprowadzić ją do lasu i obozu, a martwiaków po drodze było zbyt wielu. Wskazałem miejsce, w którym ukrywałem się wcześniej Nathan’em.
- Wdrap się... klucz, na haczyku... Tak bezpiecznie, nie wejdą... – wytłumaczyłem.
- Skąd mam wiedzieć, że nie prowadzisz mnie na obiad swoim kumplom? – spytała.
- Mówiłem, nie skrzywdzę cię... nie jestem... nie jak tamci... – podałem jej puszkę z jedzeniem. – Proszę...
Spoglądała na mnie podejrzliwie, ale podeszła odrobinę. Szybko zabrała co jej chciałem dać i cofnęła się znowu.
- Wdrap się...
- A ty?
- Zostanę... Rano... rano pójdziesz do ludzi... zaprowadzą cię.... Tylko... nie mów o mnie... Będą... bać się.
Dziewczyna wdrapała się powoli po częściowo rozmontowanych schodach i spojrzała na mnie z góry.
< Phoenix?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz