wtorek, 6 maja 2014

Od Amelii, C.D. Nathana

Pierwszy raz od bardzo dawna poczułam, że to nie ja muszę się w kółko kimś opiekować. To miłe uczucie, być po tej drugiej stronie. Byłam naprawdę szczęśliwa.
Jedyne co mnie niepokoiło to ta dziewczyna. Może nie powinnam była tak oschle na nią reagować. No nie powiem, ładna była. Może to mnie tak do niej nastawiło albo raczej to, że przyszła z Nathanem. Był dla niej.. inny? Nie umiałam tylko określić w jaki sposób. Musiałam sprawdzić ją jak najszybciej, być może się dogadać?
Wzięłam głęboki oddech, zacisnęłam zęby i spróbowałam wstać. O dziwo nie bolało tak jak myślałam. Oparłam się o pień i spróbowałam dostrzec coś w ciemnościach. No żesz kur... Gdzie są moje spodnie do cholery?! Wydawało mi się, że coś leży na murku, więc poczłapałam w tamtym kierunku.
-No pięknie - powiedziałam sama do siebie.
Spodnie może i były, ale rozdarte... O czym ja myślałam, przecież to oczywiste, że nie będą w jednym kawałku. Kiedy ze złością rzuciłam spodnie z powrotem na murek, usłyszałam brzdęk metalu. Schyliłam się ostrożnie i podniosłam nóż- mój nóż. Niby nic wielkiego by się nie stało, gdybym go straciła, ale mam do niego sentyment. Nathan znalazł sporo sprzętu, więc na pewno by się coś znalazło.
Nie zastanawiając się długo nałożyłam na siebie koc i opierając się najpierw o murek, a następnie o ściany budynków poutykałam w stronę kwater mieszkalnych. Wokół mnie panowała niepokojąca cisza, jednak kiedy pokonałam nieudolnie kilkanaście metrów, usłyszałam rozmowy i inne odgłosy mówiące o tym, że nie jestem sama. Z ulgą wypuściłam powietrze.
Niezauważalnie, aczkolwiek wcale nie cicho dotarłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i omal nie dostałam zawału. Pod nogami przebiegły mi myszy, a za nimi gonił kot.
-Cholera! -krzyknęłam przestraszona.
-Co Ty tu robisz? -usłyszałam za plecami. Odwróciłam głowę, przede mną stała Anna.
-Widziałaś te małe szkodniki?! -krzyczałam w dalszym ciągu.
Zaśmiała się serdecznie i skrzyżowała ręce na piersi.
-Zabijasz zombiaki bez mrugnięcia okiem, a boisz się myszy? Kto by pomyślał...
-Proszę, chociaż Ty nie bierz mnie za idiotkę -powiedziałam w końcu i skrzywiłam się z bólu-pomożesz mi znaleźć spodnie?
Tym razem Annie nie umiała przestać się śmiać i popchnęła mnie do środka. Doszłam do szafy i znalazłam ostatnią parę spodni jaką miałam. Popatrzyłam na siostrę pytającym wzrokiem, a ona od razu wiedziała co robić. Usiadłam na łóżku, oparłam się na łokciach, a Anna delikatnie włożyła mi nogi w nogawki. Gdy spodnie były na wysokości kolan, wstałam i dokończyłam resztę.
-Dziękuję -wydukałam zawstydzona i przytuliłam siostrę.
-Nie ma za co -Annie odwzajemniła mój uścisk- Muszę wracać do Rose.
Moja młodsza siostra wyszła i zamknęła za sobą drzwi, a ja ciężko opadłam na łóżko. Biodro bolało niemiłosiernie, a mi z bólu chciało się płakać. W towarzystwie innych nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości... I tak już na za dużo sobie pozwoliłam. Zamknęłam na chwile oczy i pozwoliłam myślą swobodnie płynąć.
W końcu wstałam i udałam się do wyjścia. Zatrzasnęłam drzwi tak, żeby już żadne szkodniki się tam nie dostały. Poszłam się przejść, bo noc była przepiękna- ciepły wiatr nie był codziennością. Niebo wyglądało dokładnie jak to, kiedy byłam z Nathanem w lesie...
Dobiegły mnie głosy. Podświadomie obrałam za cel miejsce rozmowy. Przeszłam kilka kroków,
moim oczom ukazał się piękny obrazek. Nathan i nasza piękna, młoda Phoenix rozmawiali i śmiali się razem w najlepsze. Widać było, że się dogadują...
Coś.. coś pękło. Coś schowanego bardzo głęboko, czego nie chciałam ujawniać.

<Nathan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz