Siedziałem w piwnicy, jak jakiś szczur. Moim jedynym źródłem światła była słabo święcąca się, zakurzona lampa. Słyszę jak się dobijają. Wiedzą, że tu jestem. Jestem tu od jakiś dwóch dni. Jest ich zbyt dużo, żeby do nich wyjść i ich pokonać. Musze się stąd wydostać. Tylko jedyne, co przychodzi mi do głowy to nagły wypad zza drzwi, przez te trupy korytarzem i na zewnątrz. Poczekam jeszcze do końca dnia (?). Nie mam pojęcia czy jest dzień, czy noc. W każdym bądź razie, poczekam jeszcze jakieś... pięć godzin. Może pójdą? Wątpię w to, no, ale można mieć nadzieję. Chociaż ja już mam za dużo tej nadziei. Nadzieję na odnalezienie siostry, że wszystko będzie normalne, jak dawniej. Nie będzie trzeba się ukrywać, tak jak ja teraz.
Dobra, nie będę przynudzać.
Położyłem się na zimnej marmurowej posadce i próbowałem zasnąć przy tych jękach, charczeniu, i nie wiadomo jak jeszcze to nazwać. Po dłuższym czasie w końcu zasnąłem.
Obudził mnie donośny huk. Chyba dochodził z pomieszczenia nade mną. Zerwałem się z podłogi i chwyciłem siekierę. Podszedłem do drzwi i zacząłem nasłuchiwać. Cisza. Cisza! Nie słychać ich. Nie wiem czy mam się bać czy cieszyć. A jeśli to jedyny taki moment na ucieczkę z tej piwnicy? Nie wahając się przesunąłem zasuwę i szybkim ruchem otworzyłem drzwi, które skrzypnęły. To niemożliwe. Pusto. Ale mimo wszystko, słyszałem coś na górze. Ruszyłem powoli po schodach. Po wejściu do salonu (tak mi się wydaję, że to był salon) zauważyłem dwóch gapiących się na mnie zainfekowanych. Zaczęli biec w moją stronę, w odpowiedniej chwili zamachnąłem się siekierą i wbiłem ją w czaszkę jednego z nich. Po chwili drugi też oberwał. A gdzie reszta? Nie tego się spodziewałem. Już by tu byli przecież. Wyszedłem z salonu i skierowałem się w stronę wyjścia, czyli najbliższej dziury w ścianie. Był dzień. Jasne światło raziło mnie przez dłuższy czas w oczy. Nic. Ani śladu tych paskudztw. Puściłem się biegiem przez ulicę.
-A kogo my tu mamy? - usłyszałem głos osoby, której jeszcze nie zauważyłem.
<Ktoś dokończy? Brak weny ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz