wtorek, 27 maja 2014

Od Nathana, C.D. Phoenix

- Ale mnie to można tak zostawiać?! - wydarłem się za nią.
Odpowiedział mi radosny, słodki śmiech. Sam też się zaśmiałem.
Uwielbiam tą dziewczynę!
Phoenix była jedną z tych pokręconych lasek, przy których nie sposób się było nudzić. Cały czas można było sprawdzać na ile ci pozwoli, co zrobi, jak zareaguje, a przewidzenie jej reakcji było cholernie trudne. To zajebiście mnie kręciło... Ale i martwiło.
Przez ten czas kiedy byłem jeszcze z Markusem, a później sam, nauczyłem się radzić sobie sam. Uważać sam na siebie, nie zważać na nic innego. A teraz? Znów jestem w grupie, w której zaczyna mi zależeć na innych. Większość postrzegała mnie jako niebezpiecznego, oschłego drania, który bez mrugnięcia okiem zabija nie tylko martwiaki, ale i ludzi. tylko, że prawda była z goła odmienna. Ja cholernie szybko się przywiązywałem i byłem jak ten pies, który wybiegnie na autostradę żeby pomóc potrąconemu koledze, nawet jeśli to oznacza, że podzieli jego los.
I to był mój największy problem. Kiedyś przez to przecenię swoje możliwości i dam się posiekać.
Nie wróciłem do obozu. Zbliżyłem się tylko do niego i wlazłem na wielkie drzewo. Usiadłem na gałęzi tak, żeby widzieć ludzi na ziemi, ale i spory kawałek lasu. Z kieszeni wyciągnąłem osełkę i oderwałem rękaw swojej koszuli. Zacząłem czyścić maczetę z zakrzepłej krwi. Obserwowałem przy tym otoczenie. Miałem aż za dużo do przemyślenia, a to nigdy nie było moją mocną stroną. Wolałem działać, wolałem tu i teraz niż rozpamiętywać przeszłość, czy zastanawiać się nad przyszłością, ale czasami trzeba było siąść i się zastanowić.
Najlepiej byłoby gdybym stąd odszedł. Znów zaczął radzić sobie sam. Tylko, że... nie byłbym w stanie zostawić Phoenix, Amelii, Emily i Anny. Martwiłbym się do cholery, czy są całe.
- Markus miał rację - mruknąłem pod nosem. - Kretyn ze mnie...

<Phoe? A Ty co porabiasz?>

poniedziałek, 26 maja 2014

Od Phoenix, C.D. Nathana

Westchnęłam śmiejąc się przy tym. Ten koleś naprawdę jest niemożliwy... Ale właśnie to mi się w nim podoba. Nigdy nie wiadomo co zrobi, jest nieobliczalny. Podbiegłam za nim sama nie do końca wiedząc co robię. Złapałam go za kołnierzyk starej, wypłowiałej koszuli i przyciągnęłam do siebie.
- Mnie się tak nie zostawia, wiesz? - zapytałam tuż przed pocałunkiem. Wpiłam się w jego usta z siłą o jaką bym się nie podejrzewała. W ciągu tych paru chwil czułam się wspaniale. Wszystkie moje zmartwienia zniknęły, a złe wspomnienia zostały zastąpione tymi dobrymi. To fascynujące... Mam kolejny powód by trzymać Nathana przy sobie żywego. Sprawiał, że i ja chciałam żyć pomimo tylu trudności. Przerwałam pocałunek i oblizałam oscentacyjnie wargi.
- No. Właśnie tak to miało wyglądać, kochasiu. - Uśmiechnęłam się i poklepałam go po piersi. Po jego twarzy mogłam poznać, że po raz kolejny udało mi się go zaskoczyć. Odwróciłam się i wciąż uśmiechając się zwycięsko ruszyłam do obozu. Wiedziałam, że Nat pewnie pójdzie za mną, ale narazie miałam zamiar go ignorować. Jeszcze sobie coś pomyśli... To nie było tak, że nie chciałam... Przespać się z nim. To poprostu wydawało się być nie na miejscu. A co jeśli zajdę w ciążę? Nie mamy tutaj żadnych środków zapobiegania takim wypadkom... A nawet jeśli są, to tak stare, że nic by nie pomogły...

<Nathan?>

Od Nathana, C.D. Phoenix

Westchnąłem ciężko. To faktycznie było... złe. Aż za dobrze wiedziałem jak to jest się przejmować innymi, przywiązywać się, a później cierpieć.
- I dlatego powinienem działać sam... - wyszeptałem sam do siebie, bardzo cicho.
Phoe stała wciąż... Wydawała mi się teraz taka mała, delikatna, bardziej niż wcześniej, gdy udawała słodką i nieporadną. Teraz nie udawała, teraz naprawdę była zgubiona. Przyciągnąłem ją do siebie i pogłaskałem po głowie.
- Nie martw się, mała - powiedziałem tuląc ją. - Sporo już przeżyłem i nie spieszy mi się na drugą stronę, ale tak się składa, że ty też musisz o siebie dbać i pilnować, żeby coś cię nie wżarło. Słyszysz?
- Dlaczego? - spytała unosząc wzrok.
Parsknąłem i pokręciłem głową. Wiedziała, ale oczywiście musiała to usłyszeć. Kobiety...
- Bo jestem jak ten cholerny pies i szybko się przywiązuję. Lubię cię, mała... No i jeszcze, kiedy wreszcie postanowisz skończyć z celibatem, to musi cię mieć kto rozdziewiczyć, nie? - moja dłoń automatycznie zjechała na jej tyłeczek.
- Perwert! - syknęła, ale nie odsunęła się ode mnie.
- Czyli jednak chyba mnie trochę lubisz... i chcesz, skoro jeszcze nie zarobiłem po pysku. Miło to wiedzieć - uśmiechnąłem się do niej ślicznie i nachyliłem się. Zatrzymałem się milimetr od jej ust i kiedy już była pewna, że ją pocałuję, minąłem jej usta i cmoknąłem ją delikatnie w policzek.
Spojrzała na mnie zdziwiona kiedy odsunąłem się od niej i ruszyłem w stronę obozu.
- Idziesz, czy czekasz na kolejnego truposza? - rzuciłem.

<Phoe? Jak ja kocham się drażnić ❤ >

Od Phoenix, C.D Nathana

Patrzyłam się na to wszystko osłupiona. W mojej głowie pojawiły się obrazy jak Nathan pada bezwładnie na ziemię z mojej winy. To było nie do zniesienia. Kiedy tłów clicker'a upadł, a jego łeb potoczył się po ziemi, Nat zaczął coś krzyczeć łapiąc się przy tym za bok. Szybko do niego podbiegłam i zaczęłam sprawdzać czy jest cały.
- Nic ci nie jest? - spytałam przejęta, oczami wyobraźni wciąż widząc najgorsze.
- To tylko zadrapanie, mała. Nie przesadzaj. Przed chwilą jeszcze na mnie warczałaś, a teraz się o mnie martwisz?
- Tak.... - jeknełam. - Nie mogę cię stracić rozumiesz? Zbyt dużo osób zginęło z mojej winy i nikogo więcej nie mogę stracić. - nerwowo machałam głową, by odpedzić złe wspomnienia i łzy. Nat złapał mnie za ramiona każąc mi się uspokoić.
- Co masz na myśli? Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? - zapytał dziwnie poważnie. Spojrzałam na niego.
- Bo z jakiegoś powodu jesteś dla mnie ważny! Sama nie wiem dlaczego i wierz mi wolałabym żeby było inaczej... To wszystko komplikuje! - wyrwałam mu się i zaczęłam chodzić w kółko. - Nie chcę znowu się o kogoś martwić. Już wystarczy, że muszę się martwić o siebie, a kolejna osoba to już za dużo. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co będzie jak odejdziesz...

<Nathan? Słoneczko moje kochane :*>

Od Nathana, C.D. Phoenix

Sapnąłem gniewnie i pokręciłem głową.
- Koszmar z tymi babami! - warknąłem i popędziłem za Phoenix.
Jak znam życie to się w coś wpakuje, tak samo jak Amelia. No i oczywiście znowu będzie na mnie. Wielki, zły, okropny Nathan znów wyprowadził dziewczynę z równowagi, wkurwił ją, a ona, przez niego, zrobiła sobie krzywdę. Niedobry Nathan, niedobry....
Znalazłem Phoe siedzącą pod drzewem. Kolana pociągnęła pod brodę. Miała zbolałą minę.
Gdy dziewczyna mnie usłyszała obróciła twarz, lekko przestraszona, ale strasz szybko ustąpił miejsca złości.
- Czego tu chcesz?! - warknęła.
- Nie powinnaś się sama włóczyć po lesie, wiesz o tym?
Prychnęła tylko gniewnie.
- Chodź, wracamy do obozu - zarządziłem.
- Po co?! Żebyś mógł się ze mnie nabijać? - odwróciła wzrok i mocniej podciągnęła kolana.
Warknąłem zły.
- A dlaczego do cholery mam się z ciebie nabijać? Bo co? Bo nie pozwoliłaś, żeby byle kto się dobrał do ciebie? Nie wiedziałem, że jesteś dziewicą, ale to nie znaczy, że mi to przeszkadza, ani że ci odpuszczę. Podobasz mi się - oznajmiłem.
Phoenix spojrzała na mnie uważnie, jakby chciała odnaleźć w moich słowach kpinę czy coś podobnego.
Usłyszałem szelest i klikanie.
- Cholera - syknąłem podnosząc dziewczynę i zasłaniając ją swoim ciałem. Wyszarpnąłem maczetę w ostatniej chwili, bo monstrum wyskoczyło z zarośli. Zamachnąłem się solidnie, ale o milimetr chybiłem łeb potwora i trafiłem w szyję. Zdeformowane łapsko clickera zawadziło o moje żebra, a siła uderzenia niemal mnie powaliła. Zdołałem jednak wyszarpać swoją broń i zadałem kolejny cios gdy potwór skoczył na Phoe. Tym razem łeb spadł z ramion monstrum i potoczył się w krzaki.
- I tak się kurwa kończy bieganie samopas po lesie! - warknąłem na dziewczynę rozmasowując bok, który bolał jak cholera.

<Phoe?>

Od Phoenix, C.D. Nathana

- Przykro mi. Ja ci nie pomogę, jak chcesz to schowaj się w krzaki i sobie ulżyj, bo innego wyboru nie masz- Burknęłam i zaczęłam odchodzić od niego. Jak zwykle pod wpływem impulsu zrobiłam coś, czego teraz będę żałować. A najgorsze było to, że chciałam więcej... Dlatego w tej chwili muszę pobyc sama i na pewno nie przebywać w jego towarzystwie. Tylko Bóg wie jak to by się mogło skończyć. O ile w ogóle istnieje... Udało mi się przejść dwa kroki, bo potem zostałam oczywiście złapana... Ten perwert nie mógł mnie teraz zostawić w spokoju.
- Znowu uciekasz? To ty mnie pocałowałaś, mała. A teraz zostawiasz mnie na pastwę losu?
- Właśnie tak, a co myślałeś? Że się na ciebie rzuce bez zastanowienia? Nie ma mowy. Dla mnie to coś więcej niż tylko sex. - powiedziałam próbując wyrwać rękę z jego uścisku. Problem był w tym, że tak naprawdę nie chciałam, żeby mnie puszczał.
- Zaraz... Coś więcej mówisz? - zapytał patrząc na mnie z zainteresowaniem.
- Tak. Nie jestem taka jak ty.
- To prawda nie jesteś. To dlatego, że jesteś dziewicą, mała. Mam rację? - moje oczy się rozszerzyły. Skąd on...? Czy to, aż tak widać? Na moje policzki powoli wpłynął rumieniec. Czułam się upokorzona i to przed Nathanem, co tylko pogorszyło sytuację. Ścisnęłam wściekle wargi i zęby powodując okropny ból.
- Puszczaj mnie! - warknęłam i pociągnęłam mocno rękę w dół i uwolniłam się z uścisku. Popedziłam szybko w stronę lasu, wciąż próbując odegnać łzy. Byłam taka głupia, że myślałam, że mnie zrozumie. Pewnie teraz się ze mnie śmieje. W końcu zatrzymałam się i łapiąc się za brzuch upadłam na kolana. Dlaczego tak bardzo się tym martwię? Usiadłam opierając się o drzewo. Jak można być taką idiotką.

<Nathan?>

niedziela, 25 maja 2014

Od Nathana, C.D. Phoenix

Stałem jak wryty. Nie sądziłem, że Phoenix zrobi coś takiego, a już tym bardziej, że tak zajebiście będzie mi się to podobać.
- To było... niezłe! - stwierdziłem sam do siebie.
Nie! Niezłe to mało powiedziane. Nabrałem na tą dziewczynę ochoty... Takiej prawdziwej.
- Nat, debilu, opanuj, że się - warknąłem sam na siebie.
Taaa jeszcze teraz mówię do siebie. Zaczyna mi jednak odwalać. No czego niby można było się spodziewać? W koło śmierć i apokalipsa w najlepsze, mój brat jest gadającym zombie, a ja znów myślę nie tą częścią ciała, tak jakby to wszystko wokół się nie działo na prawdę.
Najpierw Amelia, która, bądź co bądź, kręciła mnie. Lubiłem wyprowadzać ją z równowagi, sprawiać, że stawała się normalną, czującą dziewczyną, a przestawała być wiecznie opanowaną zołzą.
No, a teraz jeszcze Phoenix. Młodziutka i nieźle pokręcona, z wahaniami nastrojów i szczera, a przynajmniej takie miałem wrażenie, tylko przy mnie. No i trzeba było przyznać, że miała... talenty...
Wróciłem do obozu. Phoe stała kawałek od innych. Podszedłem do niej i oparłem się o drzewo. Spoglądałem na dziewczynę.
- Nie mówiła ci mama, że nie ładnie się tak gapić? - spytała ze słodkim uśmieszkiem.
- Mówiła... Ale mam wybiórczy słuch, pamiętasz chyba... No chyba, że ty także... - odparowałem.
- No więc co, będziesz się tak gapił teraz?
- Chwalę apokalipsę za to, że zmusiła taki ślicznotki jak ty do chodzenia bez biustonoszy - powiedziałem obrzucając wzrokiem jej wyprężone piersi i dobrze rysujące się pod materiałem koszulki sutki.
- Uważaj, bo spodnie ci się zrobią przyciasne - syknęła.
- Już są... - uśmiechnąłem się do niej słodko. - Może pomożesz mi coś z tym zrobić? Bo wiesz, zostawianie mężczyzny w takim stanie to istna tortura - pożaliłem się robiąc minkę cierpiętnika.
Tak... dalej myślałem niewłaściwą częścią ciała... Niestety nie umiałem tego powstrzymać.

<Phoe? Podasz mi pomocną dłoń? Bądź więcej niż dłoń... :*>

Od Phoenix, C.D Nathana

Moje serce znacznie przyspieszyło. Przestraszyłam się tej bliskości, więc spróbowałam się przed tym bronić... Nieskutecznie jednak. Moja ręka zatrzymała się, złapana przez Narhana. Burknełam do niego coś, żeby rozładować napięcie, a on się odsunął. Natychmiast tego pożałowałam. Nat powiedział coś o jedzeniu i spaniu, a ja stałam jak wryta, kiedy on ruszył do obozu. Po chwili jednak się opamiętałam i potrzasnęłam głową w zakłopotanium.
- Ogarnij się, Phoenix! - szepnęłam do siebie i pobiegłam za mężczyzną. Jednak kiedy tylko zrównałam z nim krok, znów poczułam charakterystczny uścisk i przespieszone bicie serca.
- Ygh!! - warknęłam i złapałam się za głowę. Czymś innym powinnaś się martwić idiotko! - krzyczałam na siebie, ale to nic nie dało. Nathan popatrzył na mnie zdziwiony.
- Kobiety... - powiedział cicho z uśmieszkiem na twarzy. Od razu podniosłam głowę i spojrzałam na niego wściekle.
- Zatrzymaj się. - powiedziałam do niego.
- Co jest?
- Zatrzymaj się powiedziałam! - nie mogłam już tego wytrzymać. Nathan podszedł do mnie, a ja na niego spojrzałam.
- Nie mogę. Nie mogę. Nie powinnam się tak czuć! - wyrzucałam z siebie krótkie zdania co chwila uciekając wzrokiem od jego oczu. - Straciłam ojca i brata... Nie wiem co się dzieje z moją matką, ani czy sama dożyję chociaż dzień dłużej! Dlatego nie powinnam tego chcieć! Nie mogę mieć nadzieji na cokolwiek! To mnie zniszczy... - sapnęłam głośno.
- O co ci chodzi, mała? Okres masz? Nie dramatyzuj już, wracajmy bo jestem już serio zmęczony i ty jak widzę też. - powiedział, a ja zacisnęłam wściekle zęby tak mocno, że aż poczułam ból.
- Chcesz wiedzieć o co chodzi!? Dobra! Proszę bardzo! - wrzasnęłam i szybko stanęłam na palcach by dosięgnąć jego ust. Złapałam jego twarz w obie ręce i przywarłam do niego jak najbardziej. Nathan po chwili odwzajemnił pocałunek, co mnie ucieszyło, choć nie powinno. E końcu odkleiłam się z trudem od niego i zaklnęłam cicho. Szybko go wyminęłam i pobiegłam w stronę obozu. Zanim Nat otrzasnął się z szoku ja już byłam wystarczająco daleko od niego.

<Nathan?>

Od Nathana, C.D. Phoenix

- Co tak suszysz ząbki? - spytałem odwracając się do Phoenix. Na jej buzi zagościł śliczny uśmiech.
- Nie suszę zębów, tylko się uśmiecham - syknęła, ale dalej wyglądała na zadowoloną.
- Mrau, czyli aż tak ci się podobam? - przystanąłem spoglądając na nią.
- Nie mówiłam, że mi się podobasz - zmrużyła oczy.
- Ale i nie zaprzeczyłaś. A biorąc pod uwagę to jak się cieszysz moim zainteresowaniem... no cóż zawsze miałem powodzenie u płci pięknej. Najwidoczniej nawet apokalipsa tego nie zmieniła.
- Jesteś zdecydowanie zbyt pewny siebie. Kiedyś cię to zgubi - burknęła.
Zbliżyłem się do niej i uśmiechnąłem pięknie.
- Czyżby? - złapałem w dłonie kosmyk jej włosów i obracałem go w palcach. Dziewczyna sapnęła i zarumieniła się.
- Czy mógłbyś przestać stosować na mnie te swoje sztuczki? - syknęła.
- Jakie niby sztuczki? - zrobiłem minkę niewiniątka. - Przecież ja jestem do rany przyłóż...
- Taaa... a gangrena murowana - odwarknęła.
- Też cię lubię, mała - nachyliłem się lekko i z przyjemnością oglądałem jak w jej oczach pojawia się niepewność, a jej oddech przyspiesza.
Zamachnęła się, ale złapałem jej dłoń.
- No nie ładnie, chcesz mnie bić? A ja przecież tylko staram się być miły - pożaliłem się.
- Mówiłam, żebyś nie nazywał mnie "mała" - burknęła.
- Wybacz, mała, mam wybiórczy słuch - znów uśmiechnąłem się do niej słodko.
Nabrałem ogromnej ochoty, żeby ją pocałować. Niedobrze... Budziły się we mnie wszystkie te nie do końca bezpieczne, ludzkie odruchy i uczucia. Pragnienie bliskości drugiej osoby było czymś pięknym, ale teraz cholernie niebezpiecznym.
Odsunąłem się od dziewczyny.
- Wracajmy już do obozu, niedługo czeka nas wyprawa. Pasuje coś zjeść i się kimnąć.

<Phoenix?>

Od Phoenix, C.D. Nathana

Powoli zaczęliśmy kierować się w stronę obozu. Zaczęło się już ściemniać, ale jak tylko weszliśmy do lasu poczuliśmy się spokojniejsi. Zainfekowani rzadko zapuszczali się ba te tereny, co oczywiście nie znaczyło, że straciliśmy czujność. Szliśmy w ciszy, ale jakoś szczególnie nam to nie przeszkadzało. Zastanawiałam się jak będzie wyglądała nasza wyprawa... Pewnie jak będziemy rozbijać obóz, to będzie trzeba postawić straże, czy coś w tym stylu... Raczej wątpię byśmy znaleźli tak ukryte miejsce jak to. A może znajdziemy jakiś ludzi po drodze? Nie wiem czy to byłoby dobre, bo już i tak jest nas sporo, a im większą grupa ludzi tym większe niebezpieczeństwo. A z resztą po co ja się o to martwię...? To Amelia powinna się tym przejmować nie ja. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu, a potem ktoś pociągnął mnie za drzewa. Nat szedł dalej nawet niczego nie zauważając. Patrzył się w ziemię i nie rozglądał na boki, jakby strasznie się nad czymś zastanawiał. Chciałam krzyknąć do niego, ale moje usta zostały zasłonięte. Nie mogłam się wyrwać, bo napastnik był zbyt silny.
- Pheonix... Uspokuj się. - usłyszałam znajomy głos... Ale nie wiedziałam do kogo należał - Przyszłam cię ostrzec. Musicie opuścić to miejsce. Od pewnego czasu masz komitet na ogonie i jak szybko nie wyruszycie to was znajdą. Zabiją was. - ręce kobiety mnie puściły, a ja odetchnęłam głośno. Przez te parenaście sekund wstrzymywałam nieświadomie oddech. Osunełam się na zimną ziemię i spuściłam głowę. Co to miało znaczyć? Komitet tu jest? Jak to możliwe? Przecież... Wcześniej mnie nie szukali, więc dlaczego teraz?
- Phoe? Co się stało? - zapytał Nathan pochylając się nade mną. Spojrzałam na niego trochę otempiała, ale po chwili potrzasnęłam głową. Mężczyzna pomógł mi wstać.
- Dlaczego się zatrzymałaś?
- Chciałam... Chciałam chwilę odetchnąć.
- I nic mi nie powiedziałaś?
- Ja... Zaraz... - uśmiechnęłam się szeroko. - Czy ty się o mnie martwiłeś? - zaśmiałam się.
- Oczywiście. Myślałem, że coś cię pożarło... Nie rob tego więcej, mała. Niepotrzebnie martwisz ludzi. - odwrócił się i poszedł dalej. Ja nadal się uśmiechając ruszyłam za nim. Chociaż nadal nie wiedziałam co właściwie miało znaczyć tamto wydarzenie...

<Nathan?>