No właśnie. Valentina... Nigdy nie pomyślałbym, że za nią zatęsknię. I myślałem, że to ona jest słaba...
Nagle, ktoś do mnie podszedł. Chyba dziewczyna, ale nie jestem pewien.
- Cześć. A ty czego szukasz?- spytała.
- Spadaj- rzuciłem krótko. Nie mam zamiaru zwracać większej uwagi, na te pustaki. Powiem inaczej - nie zasługują na moją uwagę. Chwile potem, dziewczyny już nie było. I dobrze, bo z przyjemnością odrąbałbym jej łeb, delikatnie mówiąc.
Podniosłem wzrok i rozejrzałem się wokoło. Dostrzegłem sklep, albo coś, co kiedyś nim było. Puściłem się biegiem w tamtą stronę, wciąż zachowując czujność i kamienny wyraz twarzy. Jak to Val mówi, "poker face".
Gdy byłem przed wejściem i upewniłem się, że w pobliżu nie ma żadnych martwiaków, walnąłem łomem w ścianę i schowałem się nieco. Jeśli coś tam jest, wyjdzie.
Znużony, walnąłem w ścianę jeszcze raz, tak dla pewności, ale po paru minutach, wciąż nic, więc postanowiłem wejść. Na ziemi było mnóstwo rzeczy. Puszki, puste opakowania, reklamówki, jednorazówki, siatki... Butelki. Niektóre były pełne z jeszcze nieprzeterminowanymi napojami. Wziąłem siatkę i spakowałem do niej napoje, puste butelki i puszkę piwa. Z tym ostatnim, nie bardzo chciałem się dzielić, ale mniejsza. Zapewne ten cały Trevor mnie zbeszta, ale pieprzyć to. Nie obchodzi mnie on. Tak właściwie, to nic mnie nie obchodzi.
Z siatką w ręku, pomaszerowałem z powrotem do "obozu".
<Amelia? Anna?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz