- Potrzebuje pięć minut. Tylko chwilę, nie więcej. - powiedziałam uśmiechając się lekko. Znowu grałam milutką i nawet mi się to podobało. Po tak długim czasie stało się to czymś normalnym. Usiadłam na ziemi i oparłam się o drzewo. Nathan usiadł bok mnie, ale na szczęście w bezpiecznej odległości.
- Jak to się stało... że on...pomaga? - zapytałam patrząc na Markusa.
- Nie wiem, to pewnie dlatego, że ma silną wolę, czy coś. - powiedział i zaczął grzebać patykiem w ziemi.
- Dlaczego nie powiesz o tym innym?
- Bo mogą go zabić? To chyba oczywiste. Nikt nie zaufałby zainfekowanemu. - Cały czas mu się przyglądałam, a on grzebał w piachu jakby był naćpany.
- Ja zaufałam i ty też, więc dlaczego inni by nie mgli? A poza tym nawet jakby go zabili to co by się stało? To tylko kolejny zombie.
- Nie. To nie kolejne zombi, to mój brat.
- Aah... Okey, rozumiem. Przepraszam, czasem tak mam, że gadam bez żadnego pomyślunku. - powiedziałam szybko. Matko... w sumie miał nawet szczęście. Gorzej by było jakby musiał zabić swojego brata, bo jest zombi. Hahahahha... o ironio, ja tak miałam. Tyle, że mój brat nie był zombie, a ja patrzyłam w zapłakane oczy 8-latka i strzeliłam mu w głowę. Najgorsze było patrzeć potem w oczy ojca, który był następny w kolejce. Z nim poszło mi łatwiej, ale to dlatego, że on myślał, że robię dobrze. Chciał żebym to zrobiła, bo inaczej to mnie by zabili.
- Haloo! Obudź się księżniczko! Przerwa minęła, idziemy. - Powiedział Nathan machając ręką przed moim nosem. Spojrzałam na niego, ale dopiero po chwili dotarło do mnie co mówił.
- A tak! Przepraszam... zamyśliłam się. - Wstałam z ziemi i ruszyłam za przewodnikiem. Odwróciłam się jeszcze i spojrzałam na Markusa. Nie poszedł za nami. Wydawał się zombi godnym zaufania.... brzmi to naprawdę nierealnie, ale taka była prawda. Skinęłam głową w geście podziękowania i poszłam dalej. Przez jakiś czas dreptaliśmy między drzewami. Wydawało mi się, że chodzimy w kółko, ale Nathan najwyraźniej wiedział co robi i gdzie idzie. W końcu jednak zobaczyłam nad burzone budynki między drzewami. Wszystko wyglądało podobnie do innych obozów w których już byłam, z wyjątkiem jednego. Każdy kto nas mijał, albo stał gdzieś niedaleko miał przy sobie broń. Albo miecz, albo sztylet, lub inne ciężkie i ostre rzeczy. Od razu wiedziałam, że tego właśnie szukałam. Nathan już zdążył się ode mnie oddalić, więc musiałam pobiec, żeby go dogonić. Mężczyzna podszedł do jakiejś dziewczyny, która leżała na ziemi i przywitał się z nią. Stałam za nim, więc na początku nie mogłam zostać zauważona, dlatego wychyliłam się lekko i uśmiechnęłam niemrawo do ewidentnie rannej, ale ładnej kobiety.
- Witaj. Co ci się stało? - spytałam od razu.
<Nathan? Amelia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz