Wyszłam z pokoju i udałam się na mały spacer po obozie. Podeszłam do miejsca, w którym leżała Amelia, ale o dziwo jej tam nie zastałam. No tak... ma spodnie, więc może działać. Zaśmiałam się w duchu.
Stałam na granicy lasu, gdy nagle dobiegł do mnie dziwny dźwięk z jego głębi. Między drzewami przemykały cienie... Miałam zacząć wołać o pomoc, gdy dostrzegłam znaną mi twarz. Nikolaj, a za nim?
Moim oczom ukazała się ostro różowa czupryna, która przyćmiła całą postać.
-Cześć -rzuciłam i pomachałam mężczyźnie.
-Da, da. -odpowiedział zniecierpliwiony i podszedł bliżej- To jest Timenani.
-Tinameni do cholery!-krzyknęła, a denerwowanie jej sprawiało Nikolajowi wielką radość.
-Chciała się z wami spotkać Anno -zaczął- Poza tym zobacz tylko, co my tu mamy...
Mężczyzna wskazał na torbę, którą podała mi dziewczyna. Wzięłam ją i ostrożnie otworzyłam. Niemal podskoczyłam z radości. W środku znajdowały się najpotrzebniejsze w tej chwili rzeczy- woda i jedzenie.
-A spójrz tutaj -Nikolaj podał mi coś owiniętego w koc. Z jego uśmiechu mogłam wywnioskować, że czeka mnie niemałe zaskoczenie. I nie myliłam się...
-A-ale jak? -patrzyłam na tę dwójkę radośnie, wyciągając kolejne pistolety.
-To nieciekawa historia -powiedziała Tinameni i usiadła na kamieniu.
-Dziękuję i cieszę się, że jesteście cali. Muszę już iść, a Ty -wskazałam na mężczyznę- pokaż jej co i jak, dobrze?
-Konechno.
Miałam ochotę się położyć, ale dalej nigdzie nie widziałam Amelii, a co gorsza nie było też Nathana. Jeśli ta dwójka znowu coś przeskrobie, to nie ręczę za siebie...
Spojrzałam w stronę wejścia do obozu. W moim kierunku zmierzała ciemna postać, ale wydawało się, że już ją kiedyś widziałam...
Kiedy na ową postać padła łuna światła, od razu rozpoznałam w niej Elijah. Chłopak odgarnął włosy za ucho i przeszedł koło mnie beznamiętnie.
-Gdzie mogę to położyć? -obrócił się i pokazał kilka butelek z napojami i wodą.
-Pod drzwiami do mojego pokoju -wskazałam drzwi, a chłopak już nic nie odpowiedział- Dzięki...
Cóż za tajemniczy i nieprzyjemny typ... Czy w tym czasie, po świecie nie chodzą już porządni mężczyźni?
Dobiegły mnie głosy przy bramie. Johann stał na warcie, więc nic nie powinno nam grozić, przynajmniej mam taką nadzieję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz