Westchnąłem ciężko. To faktycznie było... złe. Aż za dobrze wiedziałem jak to jest się przejmować innymi, przywiązywać się, a później cierpieć.
- I dlatego powinienem działać sam... - wyszeptałem sam do siebie, bardzo cicho.
Phoe stała wciąż... Wydawała mi się teraz taka mała, delikatna, bardziej niż wcześniej, gdy udawała słodką i nieporadną. Teraz nie udawała, teraz naprawdę była zgubiona. Przyciągnąłem ją do siebie i pogłaskałem po głowie.
- Nie martw się, mała - powiedziałem tuląc ją. - Sporo już przeżyłem i nie spieszy mi się na drugą stronę, ale tak się składa, że ty też musisz o siebie dbać i pilnować, żeby coś cię nie wżarło. Słyszysz?
- Dlaczego? - spytała unosząc wzrok.
Parsknąłem i pokręciłem głową. Wiedziała, ale oczywiście musiała to usłyszeć. Kobiety...
- Bo jestem jak ten cholerny pies i szybko się przywiązuję. Lubię cię, mała... No i jeszcze, kiedy wreszcie postanowisz skończyć z celibatem, to musi cię mieć kto rozdziewiczyć, nie? - moja dłoń automatycznie zjechała na jej tyłeczek.
- Perwert! - syknęła, ale nie odsunęła się ode mnie.
- Czyli jednak chyba mnie trochę lubisz... i chcesz, skoro jeszcze nie zarobiłem po pysku. Miło to wiedzieć - uśmiechnąłem się do niej ślicznie i nachyliłem się. Zatrzymałem się milimetr od jej ust i kiedy już była pewna, że ją pocałuję, minąłem jej usta i cmoknąłem ją delikatnie w policzek.
Spojrzała na mnie zdziwiona kiedy odsunąłem się od niej i ruszyłem w stronę obozu.
- Idziesz, czy czekasz na kolejnego truposza? - rzuciłem.
<Phoe? Jak ja kocham się drażnić ❤ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz