Chwilę mnie nie ma, a ten już znalazł sobie inną. Nie żebym się przejmowała czy coś. Po prostu. Sama nie wiem... nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak czułam.
Chciałam jak najszybciej dobiec do Markusa, ale o tym mogłam jedynie pomarzyć. Moje biodro nieustannie dawało o sobie znać, a ja co chwila się zatrzymywałam.
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę? -po raz enty zapytał Nathan- Może powinnaś wróci..
-Nie ma mowy. -szybko mu przerwałam i stanęłam, nie opierając się o żadne drzewo- Widzisz? Już jest dobrze. Ruszajmy dalej.
-Co ja z wami mam... -mężczyzna przewrócił oczami i kontynuował wędrówkę.
Szliśmy bez słowa, a ja co chwila powstrzymywałam się od stękania z bólu. Może rzeczywiście wędrówka po lesie w takim stanie, nie była do końca dobrym pomysłem, ale co miałam zrobić w takiej sytuacji?! Puścić go samego, żeby zeżarły go te półmóżdżki? Wiedziałam, że to mało realne, ale w końcu każdy może mieć marzenia, prawda?
Po kilki minutach wolnego marszu doszliśmy do miejsca, gdzie spotkaliśmy Markusa po raz pierwszy. Obejrzałam okolicę dookoła, by sprawdzić czy nikt się na nas nie czai. Na horyzoncie nie było, ani jednej żywej istoty.
-Markus! -zawołałam tak, by nie sprowadzić na nas niechcianego towarzystwa- Jesteś tu?
-Markus! -wtórował mi Nathan- Nie widzę go, cholera.
-Ja też nie -odpowiedziałam- Ciekawe gdzie polazł...
-Mam nadzieję, że nic głupiego nie przyszło mu do głowy, bo jeśli tak to osobiście go...
Odwróciliśmy się niemal jednocześnie na dźwięk kliknięcia. Kolejny.
-Jeszcze tego tylko, kurwa brakowało. -powiedział przez zęby Nathan i wyciągnął maczetę- Odejdź, bo jeszcze pogorszysz sprawę.
Chyba pierwszy raz, od bardzo dawna kogoś posłuchałam. Wiedziałam dobrze, że w moim obecnym stanie nie przydam się do niczego, a tylko pogorszę sprawę. Oddaliłam się na bezpieczną odległość, a w powietrzu świsnęła broń chłopaka. Maczeta wylądowała w centralnej części czaszki zainfekowanego, a krew bryznęła na boki.
-No i już -powiedział i wytarł maczetę z resztek po zombiaku- A to co?
Nathan zaczął nasłuchiwać. Myślałam, że zejdę na zawał, gdy kilka centymetrów od mojego ucha rozlegało się warczenie i ciężkie sapanie. Obróciłam ostrożnie głowę, a przede mną jak spod ziemi, wyrósł znany nam już zombie.
-Cholera! Markus, odbiło Ci do reszty?! -krzyknęłam, a ten wyglądał jakby sprawiło mu to ogromną przyjemność- Jesteście tacy sami...
Nathan parsknął śmiechem i pomógł mi wstać z ziemi.
-Wybacz słońce, że nie sprostaliśmy Twoim oczekiwaniom -powiedział ironicznie i wytrzepał ręce- No już, nie dąsaj się tak.
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się jak najsztuczniej mogłam, a ten po raz kolejny parsknął śmiechem i pokręcił głową.
-Miałeś do brata jakąś sprawę,nieprawdaż? -zapytałam i oparłam się o drzewo- Tylko się streszczaj, bo nasza ostatnia nocna wyprawa, nie skończyła się dobrze.
Miałam tylko cichą nadzieję, że rzeczywiście nie skończymy, tak niefortunnie jak ostatnim razem.
<Nathan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz