wtorek, 6 maja 2014

Od Trish, C.D. Victorii

Siedziałam otumaniona i przestraszona. Szukałam żywego człowieka, a kiedy doszło do spotkania z jednym z nich, umierałam z przerażenia. Tymczasem zza krzaków pojawiły się trzy kolejne postacie. Poczucie zagrożenia narastało we mnie tak, że czułam pulsujące pod skórą żyły. Przylgnęłam jeszcze bliżej do drzewa oczekując na dalsze wydarzenia.
- Kim jesteście? – spytał wysoki mężczyzna, który przed chwilą pojawił się na polanie.
- Do cholery, czy nikt tutaj nie zadaje innych pytań poza tym kim kto jest?! – zdenerwowała się moja towarzyska, której imienia – swoją drogą – nie znałam.
- Spokojnie – odparł mężczyzna – Nie zamierzamy zrobić wam nic złego. Jesteśmy po tej samej stronie mocy, nie?
Jasnowłosa dziewczyna wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie. Wyczułam, że czeka aż coś powiem. Cokolwiek.
Wstałam, lekko kiwając się na nogach. Nie do końca odzyskałam świadomość, moje ruchy były niepewne.
- Jestem Trish – przedstawiłam się cicho, wbijając wzrok w ziemię - Przez pewien czas mieszkałam w starej szopie poza miastem, ale z dnia na dzień wzrastało tam zagrożenie. Zainfekowani mnie wyczuli, musiałam uciekać. Mam ze sobą… - zawahałam się, czy zdradzić co trzymam w plecaku, jednak ufność, którą – jak się okazało - we mnie wywołali wygrała – Mam ze sobą puszki pełne jedzenia, owoce i upieczoną dziczyznę.
Spojrzeli, każdy na każdego. Oceniali sytuację.
- A ty? – stojąca obok wysokiego mężczyzny kobieta wskazała na dziewczynę stojącą obok mnie.
- Nie dysponuję żadnym jedzeniem – jakby na znak tych słów, z jej brzucha dało się słyszeć burczenie – Jednak umiem posługiwać się tasakiem. Z resztą całkiem nieźle mi idzie.
- Jestem Amelia, a to Anna – moja siostra – mówczyni wskazała na trzecią osobą; niższą od niej, drobną istotkę – Ten facet to Jeremy.
- Victoria – odparła jasnowłosa.
- Miło nam. Trish, nie wyglądasz najlepiej – odezwała się Anna – Potrzebujesz jeszcze trochę snu. Połóż się tu, poczekaj na nas, my przejdziemy się jeszcze trochę, a potem po ciebie wrócimy i zabierzemy ze sobą.
- Nie zostawiajcie mnie tu samej, proszę! – pokręciłam głową – Jeśli nie zabiją mnie zainfekowani, umrę ze strachu przed nimi.
- Ma rację, to dość niebezpieczne. Zostanę z nią, bliżej się poznamy, porozmawiamy. Będzie zdecydowanie raźniej – obroniła mnie Vicki.
- W porządku. Wrócimy za jakieś dwie godziny. Trish, prześpij się jeszcze, z kolei ty Victorio – powinnaś coś zjeść, choćby drobnego – poparła nas Amelia.
Dziewczyny uśmiechnęły się lekko i razem z z Jeremy’m zniknęły z pola widzenia.

(Victoria?:) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz