- Coś się stało?- spytałem od niechcenia.
- Nie, nic- odpowiedziała krótko. Dobra. Jak nie chce o tym rozmawiać, to nic na siłę. W duchu modliłem się, żeby to nie był ten typ osoby zamkniętej w sobie. Przyznam, że takie pociągają mnie najbardziej, ale lubię często do kogoś gębę otworzyć. Tak lepiej czas leci, niż w głuchej ciszy.
- Hej. Jak ty właściwie masz na imię?- odstawiłem na chwilę miskę.
- Valentina- ona również odłożyła naczynie na stolik i spojrzała na mnie. Zmierzyła mnie wzrokiem, a po mnie przebiegł zimny dreszcz.
- Ale możesz mówić mi Val- dodała.
- A ty mi Jace. Jonathan brzmi tak poważnie- uśmiechnąłem się lekko.
- A my zakładamy, że nie jesteś- wywaliła język na wierzch, a ja szybko go polizałem, po czym prawie zaliczyłem z pięści w twarz. Na szczęście refleks pozwolił mi na zatrzymanie jej ręki. Chwilę potem, zacząłem się śmiać.
- Co w tym śmiesznego!- ryknęła.
- Trzymaj język przy sobie- poradziłem, nie przestając rechotać.
- Ciekawa lekcja- mruknęła, ale też się zaśmiała. Pociągnęła koc w swoją stronę, położyła się i wlepiła we mnie swoje spojrzenie, w których widziałem iskierki rozbawienia, ale również cień smutku. Spoważniałem. Patrząc na nią, widziałem swoją młodszą siostrę. Łudząco ją przypominała. Brakowało jej tylko dużego misia, którego zawsze ściskała, kiedy była smutna, czy zmartwiona.
Przez chwilę, chciałem ją przytulić, ale ta chęć odpłynęła tak szybko, jak szybko do mnie przyszła.
- Czasem łatwiej się otworzyć- powiedziałem.
<Valentino, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz