wtorek, 22 kwietnia 2014

Od Valentiny


- Z wołu z prawej, z wołu z lewej, pchnięcie do postawy bliskiej prawej- próbowałam przypomnieć sobie postawy, w których kiedyś się wyspecjalizowałam, ale było to trudniejsze, niż mi się wydawało. Trzymając półtorkę w dłoniach, kolejno zadawałam ciosy, przechodząc w kolejne postawy, które mieszały mi się w głowie. Ale jak tu się skupić, skoro w dole słychać jęki i ryki nieumarłych? Jest ich mnóstwo wszędzie, nie było dnia, od wybuchu epidemii, kiedy nie miałam z nimi do czynienia. Jednak wtedy był przy mnie Elijah. Bezlitosny, nieczuły, Elijah. Mój brat. On mi pomagał.
Najgorsze myśli kłębiły się w mojej głowie i choć nadzieja matką głupich, miałam nadzieję, że Elijah jeszcze żyje. On jedyny mi został i mimo naszych wszystkich kłótni, kłamstw, obelg, dalej jest moim bratem, i dalej go kocham - to się raczej nie zmieni.
Stojąc na dachu wieżowca, patrzyłam jak świat się unicestwia, a zainfekowanych jest coraz więcej. To straszny widok. Powinni tu być zdrowi ludzie, pełni chęci do życia...

~~~

Moje rozmyślania przerwał krzyk. Ale nie był to krzyk jednego z zainfekowanych... Był to zadziwiająco ludzki dźwięk i dochodził z lasu. Nie zastanawiając się długo, pognałam do windy, a gdy byłam już przed budynkiem, zaczęłam biec w stronę lasu. Mój instynkt zazwyczaj się nie myli i byłam prawie pewna, że tym razem też mnie nie zawiedzie.

<Ktoś zechce dokończyć?>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz