środa, 16 kwietnia 2014

Od Nikolaja

Szedłem powoli po opuszczonym budynku. Był w wielu miejscach rozwalony, więc nawet pomijając zombie, było niezbyt bezpiecznie. Stąpałem bardzo cicho, jakby to miało mi cokolwiek dać. Rozglądałem się co chwila, bo do moich nozdrzy bez przerwy docierał odór zainfekowanych. Tylko gdzie ta parazit się schowała, hę? Wokół mnie nie było ciszy. Cały czas dobiegały mnie skrzypnięcia starego budynku, tupanie szczurów lub robactwa. Ale bardziej niepokoiły mnie kliknięcia. Czyli IV albo V, da? Co chwilę cichły, ale nie chciałem się łudzić. Już miałem zrobić kolejny krok, ale odskoczyłem jak oparzony.
-Kur..- syknąłem wściekły. W miejscu gdzie chciałem postawić stopę, leżał wrośnięty w podłogę Clicker. Miałem szczęście. -Bliackij karaka..- powiedziałem zdenerwowany do tego cuchnącego, jakby nie powiedzieć, trupa. Słysząc moje słowa, których pewnie i tak nie zrozumiał, zaczął wściekle klikać. -Zamknij się!- prawie wrzasnąłem. Nie było to mądre posunięcie, chociaż w pełni mnie zadowoliło. Chciałem go dobić, ale miałem tylko nóż, a dotykać go, jakoś nie miałem ochoty. Poza tym, nie za bardzo orientowałem się gdzie jest jego łeb, bo narośle były tak gęste i tak obrzydliwie wielkie, że rozróżniałem.. w zasadzie całe jego ciało było zrośnięte w jedną wielką narośl. A przynajmniej, tak mi się zdawało. Przeszedłem obok niego. Już miałem iść dalej, ale coś zauważyłem. To był pistolet. Chyba ASG STI, pomyślałem, bo już kiedyż taki widziałem. Znów się rozejrzałem. Mam dzisiaj dużo szczęścia, nieprawdaż? Wziąłem go do rąk. Otworzyłem delikatnie magazynek. Pistolet pękł z głuchym odgłosem łamanego plastyku. Nie było nabojów.
-Ja jebu! -powiedziałem głośno, bardzo wkurzony. To na tym moje szczęście się skończyło. Rzuciłem resztki pistoletu w zainfekowanego. -Masz, może ci się przyda.- warknąłem. Znowu zaczął klikać. Tak to jest jak się nic innego nie potrafi. Pora się zmywać. Zacząłem szybko iść poniszczonymi korytarzami. Wyszedłem na prawie świeże powietrze. Poszedłem pośpiesznie w stronę tymczasowego "obozu" grupy. Po drodze minąłem kilku zainfekowanych na poziomie trzecim. Nie miałem czasu by się nimi zajmować. Zauważyłem pseudo-barykady i już wiedziałem że jestem prawie bezpieczny. W tym świecie ciągle słyszę prawie. Prawie go uratowaliśmy. Prawie mieliśmy amunicję. Prawie nam się udało. Zawsze nie do końca. Usiadłem na dawnej ławce, która teraz była odnowiona tylko w taki sposób, że ktoś łaskawy położył na niej blachę tak, że można było usiąść. Przynajmniej nie było drzazg. Wyjąłem z torby trochę mięsa. Było suche i przypalone. Poza tym nie było go za dużo. Ale jedzenie, to zawsze jedzenie. Koło mnie usiadła blondynka. Nic nie mówiła, ani nie wyjmowała. Zacząłem jeść. Długo przeżuwałem to twarde, nie wiadomo co. Zauważyłem jak co chwila na mnie spogląda. W sumie, byłem bardzo głodny i nie miałem specjalnej ochoty się dzielić. Nie znałem jej. Poza tym wiedziałem że gdyby wiedziała z czego to mięso, nie byłaby taka chętna. Mnie to nie przeszkadzało, może dla tego że na stołówce w akademiku, nie żywili nas o wiele lepiej.
-Chcesz trochę?- zapytałem w końcu. A niech se weźmie trochę szczura. Wytrzeszczyła oczy, widocznie trochę zdziwiona.
-Ja?- zapytała upewniając się.
-Da, a kto inny?- zapytałem. Wzięła ode mnie.
-Dzięki.- mruknęła...


<Rin? jak smakuje szczurek? Cx >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz