czwartek, 17 kwietnia 2014

Od Nathana. C.D. Emily


- Włóczysz się tak całkiem sama czy oddzieliłaś się od kogoś? – spytałem Emilly.
- Sama – po jej twarzy przebiegł niemiły, smutny grymas. Taa... To jednak nie łatwe zostać samemu. Ani nie ma na kogo liczyć, ani nawet do kogo się odezwać.
- A ty? – uniosła buzię i spojrzała na mnie.
Trzeba było przyznać, że była ładna. Taka, jakby to mój brat powiedział, kompaktowa dziewczyna, ale słodka.
Tak, mój brat.
- Przez dłuższy czas podróżowałem z bratem – powiedziałem biorąc ze starty rupieci kostkę Rubika. Markus lubił takie zabawki, ja byłem na takie rzeczy zbyt niecierpliwy, wkurzałem się jak mi nie wychodziło.
- A gdzie on teraz jest? – spytała niepewnie.
- Rozdzieliliśmy się. Mieliśmy się tu spotkać...
- Długo na niego czekasz...?
- Za długo – skwitowałem.
Trudno jest uświadomić sobie, że ktoś ci bliski jest martwy, że go już nie ma. Szczególnie jeżeli nie widziało się go martwego. Ludzie już tak mają, że kurczowo trzymają się nadziei, odsuwają od siebie myśli o tragediach jakie ich spotkały. To taki mechanizm obronny pozwalający żyć i widzieć sens w samym fakcie, że się żyje.
- Masz – powiedziałem wyciągając koc w jej stronę – Czasami jest jednak chłodno.
- Dzięki...
Zaśmiałem się.
- Co cię tak bawi?
- Przypomniały mi sie wszystkie filmy, w których padał tekst „przytul sie do mnie, będzie ci cieplej” - znów zachichotałem. - Dobra, życzę dobrej nocy, bo jutro... Jutro pasuje się stąd pozbierać.
- Dokąd?
- Nie wiem, ale tu raczej zostać nie możemy. Coraz więcej tego martwego cholerstwa się tu kręci. Wybrałem sie po zapasy, bo stwierdziłem, że czas ruszyć tyłek. Jak... – zawahałem się, bo sam nie byłem pewien, czy chce jej to zaproponować. - No cóż, jak nie masz lepszych opcji, to możesz iść ze mną.
Uśmiechnęła się tylko ciepło i położyła się. Wstałem i upewniłem się, że wszystko jest pozamykane. Zawsze sprawdzałem to po kilka razy. Wreszcie położyłem się, nie bardzo mogłem zasnąć. Pomruki na zewnątrz niepokoiły mnie. Byliśmy tu bezpieczni, a mimo to ciągłe napięcie sprawiało, że trudno było o chwilę relaksu i normalnego snu. W końcu zmęczenie zwyciężyło.
Obudziła mnie czyjaś dłoń.
- Co jest?! – wstałem gwałtownie i omiotłem pomieszczenie szukając zagrożenia.
- Nic, mamrotałeś coś przez sen, myślałam, ze masz gorączkę... – wyjaśniła dziewczyna.
- Nie... nic mi nie jest. Szczerze to nawet nie wiedziałem, ze gadam przez sen – przeczesałem włosy palcami i wstałem powoli. – Do jakich zbrodni się przyznałem?
- Nie wiem, strasznie niewyraźne były te twoje spowiedzi – zaśmiała się.
- To dobrze.
Zjedliśmy szybkie śniadanie, spakowaliśmy resztę jedzenia, koce i ruszyliśmy do wyjścia. Wziąłem kartkę papieru i nabazgrałem na niej kilka słów na wypadek gdyby ktoś się tu zjawił. Włożyłem ją w kawałek folii i przymocowałem na drzwiach, obok których powiesiłem klucze.
- Miej nadzieję – mruknąłem do siebie.
Szliśmy ostrożnie trzymając się uliczek, na których, według moich obserwacji, było mniej tego gnijącego, łażącego ścierwa.
- Tam ktoś jest – powiedziała Emilly wyciągając rękę i wskazując mi grupkę ludzi. Na martwiaki nie wyglądali, ale mimo to wolałem być ostrożny.
Skierowałem się powoli w ich kierunku, dłoń trzymałem blisko broni, tak na wszelki wypadek.

<No to mamy wielkie spotkanko >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz