Wymyśliłam.
Ludzie usłyszą plan wędrówki dopiero, kiedy będę mogła na nich polegać, bo bez tego ani rusz. Muszę dokładnie wiedzieć jakich zachowań się spodziewać i co gorsza- jak stoi u nich z kondycją...
Z moich obliczeń wynikło, że czeka nas bardzo długa droga. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to spacerek zajmie od 2 do 4 tygodni.
No nic, plan poznają wtedy, kiedy zdobędą moje zaufanie.
Zdążyłam obmyślić wszystko, a Anna dalej nie przyszła z wiadomościami o stanie Rose. Co jeśli to naprawdę ugryzienie? Jest chyba tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać i jeden, żeby się tego pozbyć. Chłopacy mówili, że wisiała głową w dół, czyli ewidentnie wpadła w jakąś pułapkę. Nie wydaje mi się, żeby druty, sznury lub tym podobne leżały ot tak na ziemi. Ktoś musiał je zastawić, a to znaczy, że nie jesteśmy dłużej bezpieczni w tym miejscu... Trzeba jak najszybciej przygotować wyprawę.
Z drugiej strony wydaje mi się, że powinnam sprawdzić najbliższą okolicę, na wypadek gdyby tego cholerstwa było więcej. Jeszcze inni zawisną i co wtedy zrobimy?
Wolnym krokiem udałam się do płotu. Odszukałam dobrze mi znaną dziurę, którą Trevor zrobił, kiedy siłował się z jego pierwszym zainfekowanym. Cudem uszliśmy wtedy z życiem. Przeszłam ostrożnie przez wyrwę i poszłam powoli w stronę lasu, znajdującego się kilka kroków od obozu.
|Za mną znalazło się już kilka drzew, a ja sama znalazłam się w głębi lasu. Usłyszałam śpiew ptaków. Właściwie, był to śpiew mojej wyobraźni. Od czasu rozpoczęcia się epidemii, nie spotkałam żadnego ptaka. Wszystkie małe stworzenia, nie przetrwały nawet tygodnia w tym odorze i syfie. Pierwsze miesiące epidemii prezentowały się makabrycznie. Usłyszeć jeszcze kiedyś śpiew ptaków.... Marzenia.
Po raz kolejny, coś wyrwało mnie z głębokich przemyśleń. Co tym razem? Wydawało mi się, że coś poruszyło się w krzakach. Może mi się przesłyszało, ale lepiej jest nie ryzykować atakiem z zaskoczenia. Ukucnęłam przy krzaku, by dokładniej przeszukać jego obszar. Na ziemi, ani w koronach drzew nie zauważyłam żadnych drutów, z czego bardzo się ucieszyłam.
Warknięcie...
Wstrzymałam oddech, by dokładniej wsłuchać się w odgłosy, ale nic więcej nie dosłyszałam. Już miałam wstawać, kiedy za plecami usłyszałam szelest liści. Odruchowo się odwróciłam, a moim oczom ukazał się chłopak. Nathan. Tylko jego tu brakowało.
Jeszcze niedawno rozmawiał z Emily, a teraz wybrał się na spacerek po lesie. Czasem zastanawiam się czy uciekanie przed zainfekowanymi to hobby ludzi takich jak on?
-Dobry wieczór -powiedział z uśmiechem.
-Oby dobry-prychnęłam pod nosem, w taki sposób, że chłopak mnie nie usłyszał.
Warknięcie, znowu...?
Coś albo ktoś warknęło. Nathan również usłyszał ten znany nam już odgłos, a nie zwiastował on niczego dobrego... Cholera. Coś poruszyło się w krzakach przede mną.
W jednej chwili odrzuciło mnie do tyłu na bezpieczną odległość. Czyżby to Nathan? Kątem oka dostrzegłam ostrze maczety. Już miał pozbawić głowy coś, co znajdowało się w krzakach, kiedy w najwyższym punkcie, broń zawisła w powietrzu. Moim oczom ukazał się zainfekowany.
-Na co do cholery Ci ta maczeta, skoro nawet nie umiesz jej używać?! -krzyknęłam- Przez Cieb...!
W połowie zdania dostrzegłam zachowanie Nathana. To coś na jego twarzy nie pozwoliło mi dokończyć wypowiedzi. Smutek, radość, niedowierzanie, rozpacz... Wszystkie emocje naraz? To niemożliwe. Nie w takim czasie.
-Nathan? -zaczęłam szeptem- Co się dzieje?
Bezszelestnie zaczęłam podchodzić do umarlaka. Zza paska wyciągnęłam swój niezastąpiony nóż, który już nie raz uratował mi tyłek. W takim stanie Nathan nie może się nawet poruszyć, więc sama będę musiała pozbyć się zagrożenia.
Podniosłam rękę z nożem. Idealnie wycelowałam i energicznym ruchem cisnęłam w walkera.
Nie udało się... Coś zatrzymało moją rękę? Spojrzałam na to co odparło mój atak.
-A..ale co robisz? -powiedziałam zszokowana.
-Nie rób tego.
Nathan w dalszym ciągu trzymał moją rękę w przeraźliwie mocnym uścisku. Na jego twarzy w dalszym ciągu malowały się te wszystkie sprzeczne emocje, a ja patrzyłam na niego wielkimi oczami.
<Nathan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz