Idąc przez siebie, z kijem w ręku, patrzę czy nikt za mną nie idzie. W momencie, kiedy ktoś zechciał by mnie zaatakować, nie obawiam się. Jestem silny, co daje mi minimalną ochronę.
Szukam kogoś, z kim mogę pogadać. Zawsze lubiłem działać sam, jednak teraz mam dziwne przeczucie, że powinien mieć sojusznika u boku.
Mój kierunek? Boston. Po drodze mijam, poprzewalane bilbordy i samochody... Nagle mnie olśniewa! Podchodzę do samochodu, który i tak jest doszczętnie zniszczony. Siłą otwieram drzwi. Jednak wpadam na lepszy pomysł... Z hukiem kawałki szkła upadają na ziemię. Wsiadam, może uda mi się jakoś uruchomić samochód? Działam, czekając na łaskę losu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz