Bezszelestnie przemykałam się ulicami opustoszałego miasta, a za mną... On. W końcu się wkurzyłam i nakrzyczałam na niego.
- Jeżeli już mamy trzymać się razem, to musisz spełnić dwa warunki - wyznałam.
- Więc słucham - powiedział kpiąc, i krzyżując ręce na piersi. Przez chwilę się zawahałam, choć sama nie chciałam się do tego przyznać, pragnęłam bym miała kogoś u boku.
- Po pierwsze, masz mi powiedzieć swoje imię. Po drugie, postaraj się chodzić ciszej. Płoszysz zwierzynę w promieniu piętnastu kilometrów - wysyczałam.
Obydwoje zamilkliśmy, patrzyliśmy w pierwsze promienie słońca, świadczące o poranku, i pogrążeni w swoich myślach.
- No więc? - zapytałam, patrząc na niego w niemym pytaniu.
- Co? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- To jak masz na imię?
- Federico - wyznał, znów spoglądając na mnie. - A Ty?
Lekko się zawahałam. Poczułam, jak moja dolna warga drży, więc odetchnęła głęboko, próbując zapanować nad kłębiącymi się w niej emocjami. Nie wiedziałam, czy mogę mu zaufać. Ale zaryzykowałam.
- Natalie - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka. On jednak wpatrywał się w jeden punkt za mną. Odwróciłam się. Ujrzałam grupkę ludzi, którzy szli w naszym kierunku.
<Anna? Amelia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz